Nazwa firmy |
"....Albo radę damy, albo jak tynk odpadamy...." |
 |
|
"...Gdzie te rymy, gdzie charyzma, styl, ten hip-hop gdzie to...?!"
::SLUMS ATTACK:: ::Peja::Dj Decks::Iceman::
"...I nie zmienia się nic..." | |
Peja właściwie Ryszard Waldemar Andrzejewski ( znany również jako Onomatopeja, Onomato, Sykuś, Syki ) urodzony w 1976 roku, mieszkaniec Poznania, osierocony przez rodziców jako nastolatek, swoją muzyką zwrócił uwagę amerykańskiej sceny hip-hopowej na polskich twórców. Napisał o nim „New York Times”, artykuł przedrukowało pismo „The Source”, jedno z najważniejszych pism społeczności hip-hopowej w Stanach. To duże osiągnięcie, biorąc pod uwagę jakim potenetatem w dziedzinie hip-hopu i rapu są Stanu Zjednoczone. Wyraźnie mamy do czynienia z osobą publiczną, nie z szaleńcem z poznańskiego osiedla wieszczącego koniec świata, ale konsekwentnym człowiekiem, pracującym nad swoją sztuką, z którym najwyraźniej można porozmawiać – przypomnijmy że znalazł się w gronie szanowanych rozmówców zapraszanych do programu „Rozmowy na koniec wieku”. W swoich tekstach Peja zwraca uwagę przede wszystkim na realia życia w naszym kraju: bezrobocie, biedę, życie podwórek, blokowiskisk, alkoholizm, narkomanię, przestępczość – lista jest długa. "Reprezentuję biedę” śpiewa Peja. Zapytany o to, co musi się zmienić w Polsce, odpowiada: „My nie mamy wielu rozwiązań. My mamy duży zasób negacji i zauważania tego”. Faktem jest, że hip-hop zawsze kładł główny nacisk na krytykę, mało jest propozycji poprawy. Często jest tak, jakby z obrazu życia we współczesnym wielkomiejskim gettcie biedoty wynikała tylko jedna przesłanka: „zostawcie nas w spokoju”. Niezależnie od tego muzyka hip-hopowa jest obecnie najsilniejszym kanałem przekazu informacji o tym, jak żyje 80% obywateli Polski, czyli tak zwany obszar biedy, o którym właściwie media albo milczą, albo podają beznamiętnie wyrwane z kontekstu dane. W tym widzi siłę hip-hopu Zbigniew Hołdys, zwracając uwagę na to, iż ci muzycy są jedynymi zaanagażowanymi informatorami w Polsce. Peja sam określa swój styl jako „rap zaangażowany”. To bardzo istotny fakt, bo czyż notatka prasowa o młodym człowieku który zmarł z przedawkowania narkotyków lub procentowe dane na temat bezrobocia nie są pewną dezinformacją? Czy tego rodzaju suche fakty nie niosą ze sobą dodatkowej treści typu: nie przejmujmy się tym za bardzo, w końcu to są ci inni, tak musi być, nic się da zrobić. „Rap zaangażowany” w wydaniu Peji to „prezentacja punktu widzenia nizin społecznych” i próba ukazania na światło dzienne wartości osób z tego obszaru. Hip-hop wyrasta z samego centrum tej sfery, dlatego nie może pozostać obojętny, jest jak mówi Peja „formą odpowiedzi na propagande jaką jesteśmy karmieni”. Na ostrzu krytyki znajduje się większa część tego, co składa się na obraz współczesnej Polski, a płyty samego Peji osiągają ponad 60 tysięcy nakładu, przebijając pod tym względem nakład płyt polskich piosenkarek muzyki pop. Można zatem zapytać, czy tak silny i krytycznie nastawiony ruch, który wyraża się głównie w muzyce, można porównać do amerykańskiej kontrkultury lat sześćdziesiątych? Moim zdaniem są to zupełnie różne zjawiska. We wskazaniu tych opozycji posłużę się krytyczną analizą kontrkultury zawartą w książce Ryszarda Legutki „Etyka abslolutna i społeczeństwo otwarte”.
Po pierwsze spotykamy się z zupełnie odmiennym funkcjonowaniem pojęciem czasu: jeżeli ktoś w ogóle zadawał buntownikom lat sześćdziesiątych pytanie – pisze Legutko – „Co będziecie robić za dziesięć lat?”, to taka perspektywa najprawdopodobniej nie mieściła się w ich światopoglądzie. Ruch ten wytworzył różne środki służące zatrzymaniu czasu, rytualizację, celebrację wszystkiego, brak percepcji nastawionej na przyszłość. Tymczasem w tekstach piosenek hip-hopowych czas pędzi nieubłagalnie, panuje tu zawrotne tempo, nad którym nie można zapanować, mimo świadomości tego procesu. Prawdopodobnie jest to tempo ulicznego życia, w którym mimo, że obiektywnie nie dzieje się nic, to z punktu widzenia uczestników tego życia jest to nieustanna bieganina, stres, walka o prztrwanie.
Pojawiają się pytania o to, jak zmieni się człowiek za dziesięć lub dwadzieścia lat, pytania o wytrwałość i upadek. To jeden ze stałych motywów tej muzyki, z którym łączy się ścisłe następna opozycja w charakterystyce porównywanych zjawisk - o ile kontrkultura była „próbą wyrwania się z określoności”, o tyle rap jest wysiłkiem skierowanym na ratowanie tożsamości, na pokonanie nieokreśloności właśnie, anonimowości człowieka z szarego blokowiska. Dla wielu rap był jedyną możliwością wybicia się z dna społecznego, wspomina o tym wielu twórców. A ich marzenia na przyszłość oscylują wokół założenia rodziny, stabilizacji, świadomości określonych celów w życiu.
Z kolei Herbert Marcuse, ideolog lat sześćdziesiątych zwracał uwage na „ethos estetyczny” który będzie panował w Nowej Epoce. Tu też spotykamy przeciwieństwo po stronie hip-hopu, który operuje przede wszystkim obrazami brzydoty, brutalności, upadku. Widać już w tym momencie jak odmienne marzenia będą wyrażały utopie tych ruchów. O ile w utopii lat sześciedziątych „chodziło o to, by o nic nie chodziło, bo dopiero wtedy, jak wierzono, każda rzecz będzie sprawiała radość” to w przypadku muzyki blokowisk centralnym punktem utopii jest zlikwidowanie bezrobocia! „Chcesz wiedzieć co mi się marzy? – śpiewa Peja w kultowym kawałku – Stworzenie nowych miejsc pracy, żeby nie musiał iść kraść chłopak ciągle się narazić by utrzymać rodzinę(...)”. Tym co może najbardziej zbliża do siebie dwa omawiane zjawiska społeczne jest chyba przypisanie wielkiego znaczenia muzyce, która jest zarówno środkiem wyrazu, narzędziem zmiany, jak i celem samym w sobie. Jeżeli jednak hip-hop nie wpisuje się w tradycje kontrkultury, czy jest zjawiskiem zupełnie nowym? Wydaje mi się, że ducha najbardziej mu pokrewnego należy szukać w epoce Romantyzmu, w charakterystycznej dla niej koncepcji twórczości i jednostki, w poszukiwaniu tożsamości narodowej, powstaniach i dramatycznych poszukiwaniach drogi dla przyszłego rozwoju.
Motywy jakby przekalkowane z epoki sprzed dwu wieków są w tekstach hip-hopowych bardzo liczne i to właśnie one w większości stanowią wspólną część twórczości różnych raperów. Obraz samego twórcy na przykład składa się z takich elementów jak praca do późna w nocy, „nieustanne słów kompletowanie”, wyjątkowość, a więc wszystko to, co łączy się z obrazem geniusza pracującego pod wpływem Muzy, która co prawda w tym wypadku przybiera często imię Cannabis.. Także ogólny ton określający tę muzykę: ton pouczenia, poczucia misji, swoisty mesjanizm. „Kształtuj osobowość odnajdź pozytywne wzorce / Pamiętaj o książce, a będzie dzieciak dobrze / Nabytą wiedzę wykorzystuj jak potrafisz / Nie daj się człowieku propagandą osłabić / Naprawdę są słabi jak ten cały ich socjal / Godność swoją ocal w kolejce do bezrobocia”. Według Peji nie jest to klasyczne pouczanie. „Głoszę optymizm. Jest ci źle, więc musisz znaleźć receptę by było lepiej. A po koncertach słyszę od dzieciaków, że któraś moja płyta uratowała im życie, dzięki niej przestali ćpać, zeszli ze złej drogi, zrozumieli, że nie wolno za wszelką cenę gromadzić pieniędzy, bo nie one rządzą światem że od pieniędzy ważniejsza jest przyjaźń. Podejrzewam, że dużo polskich płyt z hip-hopem tak działa na małolatów”. Prawie we wszystkim jest to zaprzeczenie muzyki rockowej, co jest o tyle ciekawe, że ta stała się już zupełnie neutralnym elementem codziennego świata, podczas gdy zdarzają się sutuacje takie, gdy dziennikarz rezygnuje z przeprowadzenia wywiadu, gdy dowiaduje się, że rozmówcą ma być „ten raper Peja”... Źródło: sdsd
|
|